Rozmowa o walce Ślązaków o swoje swoje prawa, osiągnięciach regionalistów i ich wypadnięciu poza burtę polityki, o niszczeniu śląskiej kultury i o planach Ruchu Autonomii Śląska na jej pielęgnowanie… z Markiem Nowarą, liderem listy RAŚ do sejmiku w okręgu nr 2 (Katowice, Mysłowice, Tychy, powiat bieruńsko-lędziński i pszczyński) rozmawia Marcin Musiał.

Marcin Musiał: 14 marca Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że Polska złamała artykuł 11 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, odmawiając osobom narodowości śląskiej prawa do zrzeszania się w Polsce. 20 marca w sejmie odbyła się debata o ustawie o śląskim języku regionalnym i jesteśmy od krok od jego uchwalenia. Nie najgorszy chyba mamy czas dla śląskich spraw?
Marek Nowara: Tak, to bardzo dobry czas dla Śląska. Te wydarzenia to potwierdzenie ponad dwudziestoletniej pracy Ruchu Autonomii Śląska. Nie byłoby wyroku w Strasburgu, nie byłoby ustawy w Sejmie, gdyby nie nasza działalność. Jeśli spojrzeć historycznie na kwestię narodowości śląskiej, to byliśmy aktywni od początku, chociażby przy rejestracji Związku Ludności Narodowości Śląskiej, którego Pełnomocnikiem był Jerzy Gorzelik, przewodniczący RAŚ. Później, w 2011 r. założone zostaje Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej, którym kieruje Pejter Długosz, członek RAŚ. Odwołanie do sądu w Strasburgu pisał adwokat Waldemar Murek, członek Zarządu RAŚ.

Mówimy o narodowości śląskiej od ponad dwudziestu lat i dzisiejsze sukcesy są także naszymi sukcesami, bo te sprawy pilotowaliśmy od początku.

Dwadzieścia lat temu dla niektórych to były egzotyczne postulaty, dzisiaj nikogo już nie dziwią – dzięki naszemu uporowi temat ten wszedł do mainstreamu.

Część polityków partii ogólnopolskich podchwyciło tę narrację, co oczywiście cieszy. Część zrobiło to z przekonania, część z wyrachowania czy kalkulacji politycznej.

Teraz w zasadzie przemawiacie z offu. Nie było was w sejmiku, niewielu was zostało w radach miast. A jednocześnie w ostatnich latach pojawili się Monika Rosa i Łukasz Kohut, którzy z wielką determinacją podnoszą temat śląskiej emancypacji. Wyborcy i wyborczynie mogliby sobie pomyśleć, że nie jesteście już potrzebni, skoro oni rzetelnie wykonują swoją pracę…

Nasz powrót tam, gdzie jest nasze miejsce, czyli do sejmiku, będzie gwarantem tego, że śląskie postulaty nie rozpłyną się w morzu postulatów ogólnopolskich. Znam i bardzo cenię zarówno Monikę Rosę, jak i Łukasza Kohuta. Oni są jednak członkami partii ogólnopolskich i w ich przypadku lojalność partyjna ma znaczenie. My jesteśmy ugrupowaniem regionalnym i jesteśmy przede wszystkim lojalni wobec Śląska. Pięć lat naszej nieobecności w sejmiku pokazało, jak można w przeciągu tak krótkiego czasu zniszczyć śląskie instytucje kultury. To nie miałoby miejsca, gdybyśmy byli obecni w sejmiku. To jest powód, dla którego warto zaufać regionalistom – z pozycji regionalnych będziemy pilnować śląskich spraw.

Jeżeli sejm uchwali ustawę o śląskim języku regionalnym, a prezydent ją podpisze, to przed nami, regionalistami, będzie wiele pracy. Nasza obecność w sejmiku będzie gwarantem tego, że postulaty, który ostatnio nabrały tempa, nie zostaną porzucone.

Porzucone? Czyżbyście nie ufali koalicji 15 października w tej kwestii?
Przypomnijmy, że przez lata zarówno PiS, jak i PO, nie spełniały postulatów regionalnych. Teraz wydaje się, że te sprawy stały się na tyle głośne i ważne, że nie ma już odwrotu od uchwalenia języka regionalnego. Nasza obecność w polityce jest nadal wielce zasadna – w sejmie będziemy walczyć o mniejszość etniczną, a w regionie dbać o dziedzictwo kulturowe i język. Tymi tematami na pewno nie będą zajmować się partie ogólnopolskie, nawet jeśli w ich szeregach są pojedyncze osoby, które zjednoczyły się z nami w walce o śląskie sprawy. My te śląskie postulaty zawsze będziemy mieli wypisane na sztandarach!

Pewnie nie lubicie wspominać wyborczej klęski z 2018 r., kiedy to dwie śląskie listy konkurowały ze sobą i koniec końców obie przepadły. Wylizaliście rany? Gdzie był Ruch Autonomii Śląska przez te lata? Niewiele was było widać.

O przyczynach tamtej porażki wiele już mówiliśmy i są to pewnie już zrozumiałe sprawy dla czytelników i czytelniczek. Wyciągnęliśmy wnioski i w nadchodzących wyborach nie eksperymentujemy z szyldem czy z nazwą. Idziemy do wyborów jako Ruch Autonomii Śląska, bo to najbardziej rozpoznawalna marka regionalna.

Nie byliśmy obecni w sejmiku i w związku z tym zainteresowanie mediów było mniejsze. Nie przespaliśmy jednak tego czasu. Działaliśmy oddolnie, realizowaliśmy się zawodowo, zdobywaliśmy kompetencje, żeby teraz wystartować w wyborach i w przypadku zdobyciu mandatu jak najlepiej go sprawować. Pracowaliśmy nie w błysku fleszy, ale z determinacją i organicznie. Nie spoczęliśmy na laurach.

Część wyborców i wyborczyń może mieć obawę, że nastąpi powtórka z rozrywki, bo znowu startują dwie śląskie listy – Ruch Autonomii Śląska i Ślonzoki Razem. Próbowaliście w ogóle się dogadać? Co tym razem było kością niezgody?

Zawsze, kiedy wchodziliśmy do sejmiku, istniała też inna, konkurencyjna śląska lista. Nasza lista skupia wiele środowisk, jest popierana na przykład przez stowarzyszenie REGIOS czy Ślonsko Ferajna. Ta druga śląska lista…

…nie bójmy wymówić się jej nazwy (śmiech). Ta druga śląska lista to Ślonzoki Razem.
Tak, Ślonzoki Razem. Oni nie są dla nas zagrożeniem, bo sytuacja jest inna niż w 2018 r., kiedy używaliśmy świeżego szyldu Śląskiej Partii Regionalnej i popełniony został błąd przy rejestracji. W 2014 r., gdy zdobywaliśmy mandaty, też była inna lista odwołująca się do śląskości (KW Mniejszości na Śląsku) i nie przeszkodziło nam to osiągnąć wyborczy sukces.

Podjęliśmy próbę rozmów z partią Ślonzoki Razem. Powiedzieć, że dostali dobrą ofertę, to nic nie powiedzieć. Proponowaliśmy pierwsze miejsce dla przedstawiciela tej partii w okręgu chorzowskim, czyli w tym „najbardziej śląskim”. Oferta została odrzucona. Moim zdaniem to szkodzenie śląskiej sprawie.

Załóżmy, że uda wam się powtórzyć wynik z 2010 r. i 2014 r. i będziecie mieli sposobność, by realizować swój program wyborczy. Jestem właśnie po jego lekturze. Według mnie jest ciekawy, choć krótki i nieszczegółowy. Nie czepiam się jednak zbytnio, bo odnoszę wrażenie, że partie nigdy mniej nie skupiały się na programach niż w tegorocznych wyborach. Co nie podoba wam się w pomyśle supermiasta, który forsują głównie prezydent Katowic i przewodniczący Śląsko-Zagłębiowskiej Metropolii?

Jako mieszkaniec Katowic muszę zaznaczyć, że nie chciałbym, żeby takie miasta jak Siemianowice Śląskie, Mysłowice czy Świętochłowice stały się peryferiami Katowic. Peryferyzacja tych miast byłaby szkodliwa dla mieszkańców i dla samych miast, bo groziłaby utratą tożsamości tych miejsc i ich marginalizacją. Nie wierzę w to, że samo administracyjne połączenie miast pod jedną nazwą nagle spowoduje, że kolejka inwestorów do magistratu nie będzie się kończyć. Przekonywujący był dla mnie także dr hab. Michał Krzykawski, który w tekście na portalu ŚLĄZAG pisał, że proponowana koncepcja supermiasta jest już anachroniczna i wyrasta z dążeń, które przy obecnych zmianach klimatycznych i społecznych są już przestarzałe.

Co więc proponujecie w zamian?
Oczywiście autonomię. Jeśli metropolia z łaski państwa dostaje określone środki, to autonomia jest prawdziwym współudziałem w dochodach z podatków. Samorządowcy teraz powinni już lepiej to rozumieć, bo przez ostatnie lata samorządy były grabione przez władze centralne. Nierozsądne jest, by zdawać się na łaskę czy niełaskę władzy w Warszawie. Powinniśmy dążyć do tego, by systemowo pieniądze wypracowane tutaj zostawały u nas w regionie. Autonomia jest rozwiązaniem na lepsze zarządzanie w metropolii i poprawę jakości życia mieszkańców.

Centralizacja, czyli skupienie różnych miast w obrębie supermiasta Katowic, jest sprzeczna z naszym myśleniem o decentralizacji i o tym, by przekazywać kompetencje w dół. Miejscy społecznicy często podnoszą kwestię pomijania głosu zwykłych mieszkańców. Wyobraźmy sobie, jak źle mogłoby być z tym w supermieście. My zawsze byliśmy zwolennikami tego, by wsłuchiwać się w głos społeczności lokalnej. By impuls szedł od dołu w górę, a nie żeby centralnie wszystkim zarządzać.

Kandydat do sejmiku Marek Nowara z kandydatką do rady miasta Katowice Aleksandrą Szczepańską


Zapowiadacie także „koniec z warszawską narracją w instytucjach kultury”? Wymieciecie wszystkich ze stołków?
Gdybym miał wymieniać nasze osiągnięcia z tych prawie dwóch pełnych kadencji, gdy współrządziliśmy województwem, to na pewno jednym z nich byłoby to, że przeprowadzane były otwarte konkursy w samorządowych jednostkach kultury. Gdy do władzy doszedł PiS, to się skończyło i tak dyrektorką Muzeum Śląskiego została osoba, która nie miała zielonego pojęcia o muzealnictwie i zarządzaniu kulturą.

Efekt jest taki, że renoma Muzeum Śląskiego została zniszczona i ta instytucja teraz nie ma odpowiedniej oferty, by konkurować z innymi placówkami w kraju czy nawet w naszym regionie. Województwo dokłada pieniądze do takiego dziwnego tworu, jakim jest Panteon Górnośląski. Wizyta w tej instytucji może przynieść więcej szkody niż pożytku, jeśli dzieci i młodzież nie przychodzą tam z nauczycielami uzbrojonymi w kompetencje przeciw tej wszechogarniającej propagandzie. Prowadzona tam narracja zakłamuje elementarne fakty historyczne i prowadzona jest wyłącznie z warszawskiej perspektywy. To jest tylko wycinek historii, my chcemy, by pokazywana była całość.

Dalej przykład Regionalnego Instytutu Kultury, który przemianowano karkołomnie na Instytut Myśli Polskiej. A później kolejna zmiana nazwy, kiedy marszałek Jakub Chełstowski obraził się na PiS i nawrócił się na demokrację i śląskość. To pokazuje, że ręczne sterowanie instytucjami nie prowadzi do niczego dobrego. Powrót do obiektywnych konkursów pozwoli wybrać osoby, które mają wiedzę na temat specyfiki regionu i pomoże wrócić tym instytucjom na ścieżkę rozwoju.

Od kilku lat jesteś dyrektorem domu kultury w Gostyni. Czy i tam docierała „warszawska narracja”, przed którą tak ostrzegacie?
Na całe szczęście nie. Wydaje mi się, że na poziomie gminnym jest łatwiej, bo kontakt ze społecznością lokalną jest bliski i bezpośredni, dlatego wiele inicjatyw można przeprowadzać we współpracy z mieszkańcami. Pracuję w gminie, w której odsetek deklaracji narodowości śląskiej jest bardzo duży i tematyka śląska jest dla mieszkańców ważna, co mogę zaobserwować podczas codziennej pracy.

Bardzo mnie cieszy, że w swoim programie postulujecie punkt, który proponowałem już podczas kampanii wyborczej w 2018 r, czyli powołanie Instytutu Języka Śląskiego. Jakie miałoby być jego umiejscowienie w systemie?
Chcemy, żeby to była nowa instytucja kultury urzędu marszałkowskiego. Nie jakiś wydział czy referat w instytucji już istniejącej, tylko chcemy zbudować nową instytucję. Jest ku temu najlepszy możliwy czas. Wejście w życie ustawy o śląskim języku regionalnym da tej instytucji umocowanie i rację bytu. Przed nami ciężka praca związana z kodyfikacją języka i przygotowaniem kadry pedagogicznej, która miałaby prowadzić lekcje języka na jak najwyższym poziomie. Powołanie instytutu, który zająłby się wdrożeniem ustawy, jest naszym zdaniem niezbędne. Nie można już polegać tylko na pracy społecznej członków Rady Języka Śląskiego. Potrzeba nam ludzi, którzy na etacie, dzień w dzień będą pracować na rzecz języka śląskiego.

10 lat temu w reportażu „Bękarty Krzywoustego” Lidii Ostałowskiej i Dariusza Kortko jeden z działaczy RAŚ stwierdził, że za 10 lat członkowie tej organizacji będą gotowi, by przejąć władzę w województwie. Nie przeszarżował trochę z tą opinią?

Mam nadzieję, że nie. Jestem dobrej myśli i wierzę, że dzień po wyborach obudzimy się w województwie, w którego sejmiku jest mocna reprezentacja regionalistów. Wielokrotnie udowadnialiśmy, że jesteśmy jedynym ugrupowaniem, które śląskie postulaty traktuje na serio i nie jest to dla nas chwilowa moda czy wyczucie trendu. Przez lata pokazywaliśmy, że można nam zaufać. Działamy od ponad trzech dekad, w latach 2010-2018 dobrze współrządziliśmy województwem, a gdy wypadliśmy za burtę sejmiku, to i tak pracowaliśmy na rzecz Śląska. Dzisiaj Ślązacy zbierają plony tego, co zasialiśmy przez lata.

Marek Nowara, kandydat RAŚ do sejmiku województwa śląskiego. Fot. Radek

Marek Nowara (ur. 1986) – Ślązak, regionalista, kulturoznawca. Dyrektor Domu Kultury w Gostyni. Zawodowo od czasów studiów związany z sektorem kultury. Pracował zarówno w organizacji pozarządowej, jak i w wojewódzkiej instytucji kultury. Prowadził także własną działalność gospodarczą. Od kilkunastu lat aktywnie działa także w sferze społecznej na rzecz regionu. W latach 2011 – 2014 był radnym i zarazem Przewodniczącym Rady Jednostki Pomocniczej nr 11 Wełnowiec – Józefowiec (Rada Dzielnicy). Był radnym Rady Miasta Katowice w kadencji 2014 – 2018 z ramienia RAŚ, pracując w Komisji Budżetu, Komisji Edukacji oraz Komisji Polityki Społecznej. Od 2011 roku jest członkiem Ruchu Autonomii Śląska, przewodniczącym katowickiego koła RAŚ, a od 2019 roku Członkiem Zarządu Głównego RAŚ. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec dwóch synów.

Marcin Musiał (ur. 1988) – literaturoznawca, bloger, przewodniczący stowarzyszenia Wspaniałomyślny Śląsk, współautor książki „Kiedy umrze ślōnsko godka”. Twórca projektu „Silesiateka – Twoje miejsce na Śląsku”. Mieszka w Katowicach.

Marcin Musiał - śląski blog